Do zoo Franciszek jedzie
Do zoo, bo tam niedźwiedzie
Do zoo, bo tam nadzieja
Niepotrzebny kaznodzieja
Wystarczy spotkać zwierza
Zwierza się Franciszek, zwierza
Kiedyś mięso jeża zeżarł
On je żarł a z nieba żar
Strumieniem się lał
Przez kolce jeża żołądek pokuty
Teraz nadszedł czas pokuty
Może napić się cykuty?
Tam do płotu jest przykuty
Dystrybutor cykuty
Z boku sterczą jakieś druty
Czyżby zepsuty?
Wokół uśmiercone ciała
Uff...
A jednak działa
Na maszynie tekst widnieje:
Wrzuć monetę dwuzłotową
Łyknij płyn i już sztywniejesz
Piękna śmierć wśród zwierząt, w zoo
Drży Franciszek już ze strachu
Wrzucić pieniądz? Iść do piachu?
Albo cieszyć się swym życiem...
I wtem podjął już decyzję
***
Można by napisać tu wiele o walorach tego utworu, można by się rozpisać o rymach, rytmie, plastyczności użytego języka, świetnie oddającego nastrój dnia spędzonego w zoo, można by i wszystko to byłoby słuszne i prawdziwe, nie to wszystko jednak przemówiło do mnie w tym wierszu najbardziej. To co porusza do głębi to wizja śmierci w zoo. Takiej zwyczajnej, prostej i pięknej, pośród niedźwiedzi, pawianów i lam, za dwa złote, cykuta z automatu! Aż żal człowiekowi, że nie ma takich automatów w żadnym zoo na świecie!!!
OdpowiedzUsuńa ja się pytam... jaką decyzję podjął?
OdpowiedzUsuń