WIADOMO, KTO MACZAŁ W TYM PALCE...
"Oko Kota" to horror z 1985 roku, ale horror dość nietypowy. Przede wszystkim dlatego, że mamy tu do czynienia z trzema odrębnymi historiami, które łączy obecność pewnego kota. Nie będę wdawał się tu w opisywanie fabuły, ale użyję niesamowicie wyszukanego słownictwa w równie wyszukanym twierdzeniu, że ,,fabuła jest ciekawa". Twórcą scenariusza do tego filmu jest sam Stephen King, więc jeśli ktoś zna styl tego pisarza, będzie wiedział czego można się spodziewać. Albo czego się "nie spodziewać", bo historie Kinga niejednokrotnie potrafią zaskakiwać. W każdym razie "Oko Kota" można bez wahania postawić obok jakiejkolwiek części "Creepshow", bo to mniej więcej to samo, jeżeli chodzi o konstrukcję filmu.
CAŁA PRAWDA O FILMIE
Myślę, że mogę udzielić dość łatwej odpowiedzi na ogólnikowo zadane pytanie: "Jaki jest ten film?" Odpowiedź będzie też ogólnikowa: Fajny film "z dreszczykiem", utrzymany w dość kiczowatym stylu. Mając na myśli "kiczowaty", chodzi mi o to, że film nie jest zbyt poważny - balansuje pomiędzy grozą i naiwnością opowiedzianych historii. Poza tym czas odcisnął już na nim swoje piętno - co widać po poziomie realizacji (odpowiednim dla daty premiery) i słychać w udźwiękowieniu (ścieżka dźwiękowa zalatuje kiczem od same go początku).
DLA KOGO TAK, DLA KOGO NIE…
Czy warto więc w ogóle to oglądać? Zdecydowanie TAK! O ile oczywiście będzie się to oglądać z odpowiednio zachowanym dystansem. Wówczas w "Oku Kota" można dostrzec niezłą dawkę grozy, poczucia humoru, obecność genialnego (chyba po części świadomego) kiczu, a nawet zalążków jakiejś poważniejszej refleksji nad naturą ludzką :) Ja zaliczam się do wielbicieli tego typu filmów grozy, dlatego moja ocena jest dość wysoka. Ci, którzy doszukują się w horrorach przesadnej "ambicji", oraz ci, którzy oglądają horrory dla "wyszukanych" efektów specjalnych (typu fruwające głowy i inne odrywane kończyny - mam tu na myśli raczej współczesne horrory), mogą sobie po prostu "Oko Kota" darować.
"Oko Kota" to horror z 1985 roku, ale horror dość nietypowy. Przede wszystkim dlatego, że mamy tu do czynienia z trzema odrębnymi historiami, które łączy obecność pewnego kota. Nie będę wdawał się tu w opisywanie fabuły, ale użyję niesamowicie wyszukanego słownictwa w równie wyszukanym twierdzeniu, że ,,fabuła jest ciekawa". Twórcą scenariusza do tego filmu jest sam Stephen King, więc jeśli ktoś zna styl tego pisarza, będzie wiedział czego można się spodziewać. Albo czego się "nie spodziewać", bo historie Kinga niejednokrotnie potrafią zaskakiwać. W każdym razie "Oko Kota" można bez wahania postawić obok jakiejkolwiek części "Creepshow", bo to mniej więcej to samo, jeżeli chodzi o konstrukcję filmu.
CAŁA PRAWDA O FILMIE
Myślę, że mogę udzielić dość łatwej odpowiedzi na ogólnikowo zadane pytanie: "Jaki jest ten film?" Odpowiedź będzie też ogólnikowa: Fajny film "z dreszczykiem", utrzymany w dość kiczowatym stylu. Mając na myśli "kiczowaty", chodzi mi o to, że film nie jest zbyt poważny - balansuje pomiędzy grozą i naiwnością opowiedzianych historii. Poza tym czas odcisnął już na nim swoje piętno - co widać po poziomie realizacji (odpowiednim dla daty premiery) i słychać w udźwiękowieniu (ścieżka dźwiękowa zalatuje kiczem od same go początku).
DLA KOGO TAK, DLA KOGO NIE…
Czy warto więc w ogóle to oglądać? Zdecydowanie TAK! O ile oczywiście będzie się to oglądać z odpowiednio zachowanym dystansem. Wówczas w "Oku Kota" można dostrzec niezłą dawkę grozy, poczucia humoru, obecność genialnego (chyba po części świadomego) kiczu, a nawet zalążków jakiejś poważniejszej refleksji nad naturą ludzką :) Ja zaliczam się do wielbicieli tego typu filmów grozy, dlatego moja ocena jest dość wysoka. Ci, którzy doszukują się w horrorach przesadnej "ambicji", oraz ci, którzy oglądają horrory dla "wyszukanych" efektów specjalnych (typu fruwające głowy i inne odrywane kończyny - mam tu na myśli raczej współczesne horrory), mogą sobie po prostu "Oko Kota" darować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz