RECENZJE FILMÓW / KSIĄŻEK / GIER PLANSZOWYCH I KOMPUTEROWYCH / SCIENCE FICTION / HORROR / FANTASY / THRILLER / POSTAPOKALIPSA

sobota, 23 kwietnia 2011

Mikroemocji ciąg dalszy

(5)
ujrzałem człowieka
ubranego
w dresowy garnitur

i w próżnię popłynęły
wszystkie pytania
o życie, wszechświat
i całą resztę

(6)
Sprzątaczka natłuszcza blat
choć czynności tej
jak mniemam
sensu brak

(7)
rano
nawet szynka na chlebie
jeszcze śpi

jem kanapkę po cichu
żeby jej nie zbudzić

(8)
Taka oto konstatacja:
Przyjemny w użyciu
Jest klawisz
"Spacja"

***

czwartek, 21 kwietnia 2011

Historia, jaka przydarzyła się małżonce wielkiego przywódcy Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej, Kim Il Sunga


Dziś miał być wpis na zupełnie inny temat, ale poczułem pewien silny bodziec. Na kanale TVP Kultura obejrzałem kilka dni temu film dokumentalny z 1989 roku pod tytułem "Defilada". Wyreżyserowany przez Andrzeja Fidyka dokument ukazuje Koreańską Republikę Ludowo-Demokratyczną w momencie obchodów 40. rocznicy jej istnienia. Film ukazuje stopień podporządkowania koreańskiego społeczeństwa totalitarnej władzy, nieustanną kontrolę, mobilizację i propagandę kierowaną wobec ludzi. Autor filmu ucieka jednak od wartościujących komentarzy, co sprawia, że film jest bardzo inteligentną próbą zobrazowania wyżej wymienionych zjawisk. Komentarze nasuwają się zresztą same. I tyle o samym filmie. Ale muszę tu przytoczyć pewną opowiastkę pochodzącą z tego dokumentu. 

Wielki wódz Kim Il Sung [ojciec Kim Jong-Ila] w roku 1947 zatrzymał się w Górach Diamentowych i opowiedział następującą historię: Kiedyś jego małżonka Kim Jong-Suk, chcąc zrealizować swoje największe marzenie, jakim było obejrzenie najpiękniejszych widoków na świecie, wybrała się na pieszą wycieczkę w Góry Diamentowe. I w pewnym miejscu nagle przystanęła, bo sobie przypomniała, że nie zrobiła przecież swojemu małżonkowi - wielkiemu wodzowi - obiadu. Zastanawiała się przez chwilę, czy iść dalej i upoić oczy widokiem najpiękniejszych gór świata, czy też wrócić do domu i ugotować mężowi obiad. Po chwili wahania zdecydowała się jednak zrezygnować ze swoich marzeń, wróciła do domu i ugotowała obiad, który bardzo smakował wielkiemu wodzowi. 

Dla upamiętnienia tego wydarzenia postawiono pomnik w miejscu, w którym zatrzymała się "targana wątpliwościami" małżonka wodza. Jest to miejsce swego rodzaju czci, które odwiedzają na przykład wycieczki szkolne. I ja może też pozostawię tą historyjkę bez komentarza. A może Wam, Drodzy Czytelnicy, nasuwają się jakieś refleksje i komentarze?

wtorek, 12 kwietnia 2011

Janusz A. Zajdel - "Paradyzja" (recenzja audiobooka)

Zgodnie z nazwą bloga, którego właśnie czytacie, zapraszam na odwiedziny w kolejnym z Odległych Światów. Tym razem wybieramy się do Paradyzji, która jest sztucznym satelitą poruszającym się po orbicie planety Tartar. A jakie czekają nas tam atrakcje? Już śpieszę z wyjaśnieniami!


Paradyzja jest nie tylko sztucznym satelitą Tartaru, ale jest także samodzielnym i suwerennym państwem, które rządzi się swoimi prawami. Dawno temu kolonia ludzka przybyła na bogaty w surowce naturalne Tartar, aby zasiedlić tą planetę, jednakże warunki życiowe tam panujące okazały się zbyt trudne. Wybuchy wulkanów, trzęsienia ziemi i temu podobne. Stworzono więc sztucznego satelitę, dzieło zaawansowanej technologii, dzięki któremu ludzie mogli korzystać z surowców Tartaru zamieszkując jego orbitę. Paradyzyjczycy szybko odcięli się od ziemskiego zwierzchnictwa i zaczęli żyć na własny rachunek. Dysponowali w końcu zasobami Tartaru, dzięki czemu posiadali pewną siłę przetargową w kontaktach handlowych z Ziemią. Jednak wymiana ludzi pomiędzy Ziemią a Paradyzją ograniczała się do minimum. Powiedzmy szczerze: z Paradyzji nikt nie chciał już wracać na Ziemię. A może nawet nie mógł? Na to pytanie mieszkańcy Ziemi nie znali odpowiedzi. Nie wiedzieli o Paradyzji prawie nic, poza niejasnym wyobrażeniem, że musi być ona pewnego rodzaju utopią. Aby się o tym przekonać wysłali na Paradyzję pisarza, który nazywał się Rinah Devi. Ten miał za zadanie obserwować społeczeństwo i samą Paradyzję przez cztery tygodnie, a po powrocie na Ziemię napisać książkę o tym, co zobaczył w trakcie pobytu na sztucznym satelicie. Uwierzcie mi, na pewno miał o czym mówić i pisać…

Paradyzyjczycy wydawali się od początku społeczeństwem zniewolonym. Mieszkali w małych pokojach o przezroczystych ścianach, a w każdym pomieszczeniu znajdowały się kamery i urządzenia rejestrujące dźwięki. Ich harmonogram dnia był zawsze ściśle zaplanowany odgórnie przez zarządzający satelitą system komputerowy. A wszystko to dla bezpieczeństwa i dobrobytu Paradyzyjczyków, bowiem najmniejsza nawet działalność wywrotowa jakiegoś szaleńca mogła doprowadzić przecież do uszkodzenia powłoki zewnętrznej satelity, a tym samym do katastrofy kosmicznej na dużą skalę i śmierci wielu istnień. Rinah Devi zaczął jednak po pewnym czasie podejrzewać, że za sztafażem wyidealizowanego szczęścia i szerokich uśmiechów na twarzach Paradyzyjczyków kryje się jakieś drugie dno…

Tak zapowiada się fabuła powieści Paradyzja, z którą – w formie audiobooka – miałem przyjemność spędzić kilkanaście przedwiosennych wieczorów. Bez zbędnego nudzenia mogę powiedzieć, że wrażenia były naprawdę niesamowite. Paradyzja to niezwykle inteligentna i błyskotliwa książka, w której instrumentarium fantastyki naukowej posłużyło do przedstawienia krytycznych aluzji na temat Polski w czasach PRL-u. Można jednak traktować Paradyzję jako alegorię wszelakich ustrojów totalitarnych, jej przesłanie jest bowiem uniwersalne. Książka zalicza się do nurtu tzw. fantastyki socjologicznej, bardzo zresztą popularnej w Polsce za czasów PRL-u.

Jeszcze tylko kilka słów na temat samego audiobooka. Wydanie, które posiadam czytane jest przez aktora teatralnego i dubbingowego, Mirosława Neinerta. I muszę powiedzieć, że aktor ten (choć nigdy wcześniej o nim nie słyszałem) spisał się bardzo dobrze w roli lektora, ciekawie modulując swój głos w zależności od  rodzaju interpretowanych postaci. Ponadto (poza suchym tekstem) mamy w tym audiobooku świetne efekty dźwiękowe w tle i ambientową muzykę w przerwach między rozdziałami (tudzież fragmentami rozdziałów). Dzięki temu możemy odczuć niemal na własnej skórze klaustrofobiczny klimat sztucznego satelity, poruszającego się gdzieś w niezmierzonej otchłani kosmosu. A zatem: polecam Paradyzję jako niezwykle ciekawą książkę i jako rewelacyjnie przygotowany audiobook. A poza tym, Paradyzję wypada znać, bo to absolutny kanon polskiej literatury science-fiction. 

moja ocena:
10/10

piątek, 1 kwietnia 2011

Mikroemocje

Jako ludzie lubimy odczuwać różne emocje i doznania, lub jesteśmy odgórnie zmuszeni by je odczuwać. Chodzimy do kina, żeby się wzruszać, przestraszać lub rozśmieszać. Oglądanym widokiem możemy się zachwycić. Sport ekstremalny może podnieść nam poziom adrenaliny. Silne doznania i emocje, zarówno pozytywne, jak i negatywne, są często inspiracją twórczą muzyków, plastyków, reżyserów, pisarzy, itd.
Ot, banał. Ale co z tymi wszystkimi rzeczami, które gdzieś po drodze nam umykają? Dotykając chropowatej powierzchni też możemy odczuwać jakieś emocje. "Hm... A więc to taki jest stopień chropowatości tej powierzchni! Ciekawe..." Nie. To nie jest ciekawe. Bo momentalnie o chropowatej powierzchni zapominamy i zajmujemy się ważniejszymi rzeczami. A przynajmniej wydaje nam się, że zajmujemy się ważniejszymi rzeczami. Zależy od punktu widzenia. Ale czy nie warto czasem powąchać świeżą,  poranną gazetę? 

I właśnie tego typu doznania zainspirowały mnie dziś do stworzenia cyklu "Mikroemocje". Poszczególne (u)twory nie mają żadnych tytułów, ale za to skrupulatnie je ponumerowałem :-) Mam też nadzieję, że nigdy nie zabraknie mi inspiracji na kolejne antypoezje tego typu...

(1)
Zjadłem
nad rankiem
spoconą czekoladkę.

(2)
Na rogu kartki podświadomie
narysowałem jakiś
trójkącik
sobie.

(3)
Zobaczyć orła w spodenkach
I choć tylko w książce
Ale to też dobrze.

(4)
oko
w
oko
rosołu
trwa
konfrontacja
u
stołu

***