RECENZJE FILMÓW / KSIĄŻEK / GIER PLANSZOWYCH I KOMPUTEROWYCH / SCIENCE FICTION / HORROR / FANTASY / THRILLER / POSTAPOKALIPSA

sobota, 20 sierpnia 2011

Groza i melancholia - recenzja książki "Przedświt" autorstwa Chelsea Quinn Yarbro

OCENIAJ KSIĄŻKI PO OKŁADCE
Lubię takie książki. Zaliczyłbym je do kategorii „zapomniane”. Dziwna, niepokojąca okładka, brak streszczenia fabuły na jej tylnej stronie, odległy już rok wydania (1990) i trudności ze znalezieniem jakichkolwiek informacji na temat tej książki w Internecie. Właściwie przed lekturą wiedziałem tylko jedno: W jakimś stopniu powieść ta zalicza się do nurtu fantastyki postapokaliptycznej. Po przeczytaniu tej tajemniczej powieści mogę potwierdzić: Mamy tu do czynienia z klasycznym przykładem literatury postapokaliptycznej, a ponadto z opowieścią, która balansuje na granicy thrillera i dramatu. Czy lektura była warta poświęconego jej czasu? O tym poniżej…


ZASZOKUJ CZYTELNIKA PIERWSZYM ZDANIEM
Przedświt zaskakuje „mocnym” początkiem. Pozwolę sobie w tym miejscu przytoczyć kilka pierwszych zdań:

Najwięcej ciał leżało w pobliżu silosu i zbiorników, gdzie pod koniec wycofali się obrońcy. Przyparci przez Piratów do Sacramento, zostali wybici do nogi. Wśród kilku ciał Piratów Thea zobaczyła policjanta w wyjściowym mundurze. Gliny w końcu przeszły na drugą stronę…
Ostrożnie, z uwagą poruszała się wśród fetoru rozmemłanych i ograbionych trupów. (…) Wiatr kołysał trupami straszliwie okaleczonych mężczyzn, powieszonych za nogi na latarniach. Były tam również kobiety.
 Jedna z nich jeszcze żyła. Jej nagie zmaltretowane ciało zwisało z połamanej tablicy ogłoszeń. Sznury przytrzymywały jej rozłożone szeroko nogi. Miała wielkie sińce na twarzy i piersiach, zakrwawione uda i brzuch, i była napiętnowana dużą literą M – Mutant.
Kiedy Thea podeszła bliżej, kobieta targnęła się w więzach i wybuchnęła śmiechem, który zakończył się wstrząsającym skowytem.
Nie pozwól, żebym tak skończyła – pomyślała Thea, patrząc na spazmatyczne ruchy bioder. – Nie tak.

Powieść Przedświt od początku rzuca czytelnika na głęboką wodę, nie dając żadnej kamizelki ratunkowej. Wstrząsający początek zapowiada, że nie mamy tu do czynienia z lekką i relaksującą lekturą. Wielu pewnie by to zniechęciło, ale nie mnie. Po solidnym „ciosie w twarz”, jaki stanowią pierwsze zdania Przedświtu, można zacząć powoli zagłębiać się w meandry postapokaliptycznego świata, stworzonego w wyobraźni autorki powieści.

DROGA PRZEZ MĘKĘ?
Thea, czyli bohaterka, którą poznajemy na początku powieści, w trakcie swojej wędrówki po zgliszczach upadłej cywilizacji ludzkiej spotyka przypadkowo Evana Montague, byłego przywódcę bandy Piratów, który cudem uniknął śmierci z rąk swoich pobratymców. Oboje kontynuują podróż po świecie wyniszczonym zarazami, bronią biologiczną i głodem. Celem ich wędrówki jest mityczne miejsce zwane „Złotym Jeziorem”, gdzie podobno znajduje się jedyna ludzka osada, jaka oparła się zdewastowanemu i zdemoralizowanemu do szpiku kości światu. Fabuła powieści Przedświt nie jest zbyt rozbudowana, ale wynika  to przede wszystkim z faktu, że od początku do końca jest to „opowieść drogi”. Podróż, jaką odbywa dwójka głównych bohaterów jest ciekawa przede wszystkim ze względu na to, że przemieszczają się oni po niemal nieznanym świecie, pełnym niebezpieczeństw. Na swojej drodze napotykają brutalnych Piratów, Nietykalnych (ludzi o okropnych zniekształceniach fizycznych, które nastąpiły w wyniku mutacji), stada wygłodniałych psów, przerośniętych pająków, zatrute jeziora, nad którymi unoszą się opary kwasów, opuszczone domy, fabryki i sklepy. Należy jednak dodać, że większość z wymienionych „patentów” spotykana jest w wielu książkach postapokaliptycznych. I tu właśnie zaczynają się wady powieści…

SUMMA SUMMARUM
Przedświt – w moim odczuciu – nie zaskakuje w zasadzie niczym oryginalnym, jeżeli chodzi o wizję postapokaliptycznego świata. Rzecz jasna opinię tą wygłaszam jako zagorzały wielbiciel utworów postapokaliptycznych, który przeczytał już niejedną powieść z tego nurtu, a zatem dla nieobeznanych w tym temacie kwestia oryginalności (lub jej braku) z pewnością nie będzie najważniejsza. W Przedświcie raziło mnie jednak również coś innego: Dość infantylne i dziwne dialogi prowadzone między dwójką głównych bohaterów. Trudno mi to opisać w inny sposób, ale muszę przyznać, że w niektórych rozmowach między Theą i Evanem było coś sztucznego i irracjonalnego, co sprawiało, że ich relacje są jakby… mało autentyczne. Pomijając jednak to subiektywne odczucie warto wrócić do najważniejszych atutów powieści, jakie stanowi klimat i poczucie wyobcowania głównych bohaterów. „Opowieść drogi” przedstawiona w Przedświcie jest właściwie nieustanną przygodą ze światem nieznanym, groźnym i ponurym, ale również światem cichym i opustoszałym. Wędrówki po tym świecie potrafią wzbudzić w czytelniku grozę i niepewność. Nigdy nie wiadomo, co może znajdować się w opuszczonym, zrujnowanym domostwie: wrogo nastawione osoby, zmutowane zwierzęta, a czasem porozrzucane zapasy żywności w postaci przeterminowanych konserw, czy nawet ksiązki i gramofon z muzyką, które są w tym świecie jedynie pozostałością po dawno zapomnianej, wysoko rozwiniętej cywilizacji ludzkiej. Podróż po zdegradowanym świecie bywa bardzo niebezpieczna, ale w tym przypadku jest również niezwykle melancholijna. I dlatego – podsumowując – polecam powieść Przedświt nie tylko fanom postapokalipsy w literaturze, ale również tym wszystkim, którzy chcą taką podróż przeżyć, chociażby oczyma wyobraźni. Przedświt nie jest powieścią szczególnie ambitną, ani literackim arcydziełem, ale czyta się przyjemnie i potrafi dostarczyć niemałą porcję godnych zapamiętania emocji z pogranicza refleksyjnego dramatu i rasowego dreszczowca.

werdykt:
7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz