Księżycowe Hollywood to zbiór czterech opowiadań, które łączy przede wszystkim postać głównego bohatera - Tony'ego Quade'a - reżysera i operatora filmowego, kręcącego seryjnie produkowane filmy typu "space opera". A ponieważ realia, w jakich rozgrywają się przygody Quade'a również zawierają w sobie wszelkie znamiona "space opery", powstaje wrażenie, że mamy do czynienia ze "space operą" w "space operze". Ogólnie opisywane opowiadania należy zaliczyć do gatunku humorystycznego science fiction, w którym to Henry Kuttner sprawdzał się świetnie, co wiedzą zaś wszyscy, którzy czytali np. inny zbiór opowiadań tego autora, zatytułowany Próżny robot, tudzież opowiadania o Hogbenach, czyli amerykańskiej rodzinie górali - mutantów. Niestety wszystkich tych, którzy czytali wyżej wymienione dzieła muszę z góry uprzedzić: Księżycowe Hollywood to nie ta liga. To raczej "B-klasa" opowiadań science fiction, chociaż trzeba autorowi oddać, że kilka ciekawych pomysłów udało się w Księżycowym Hollywood zawrzeć. Zawsze to coś...
Wszystkie cztery opowiadania o przygodach Tony'ego Quade'a charakteryzuje dość sztampowa konstrukcja fabularna. Zaczyna się od tego, że Quade dostaje od swojego szefa zlecenie nakręcenia filmu, którego akcja dzieje się zazwyczaj w skrajnie nieprzyjaznych dla człowieka miejscach, rozrzuconych na rożnych planetach. Pisząc o "skrajnie nieprzyjaznych miejscach", mam na myśli warunki atmosferyczne, śmiertelne promieniowanie, krwiożercze bestie, czy też wrogich tubylców zamieszkujących odległe planety. W każdym odcinku mamy miej więcej to samo: wyprawę na określoną planetę, zagadkę na temat: jak nagrać film gdzieś, gdzie nie da się nagrywać filmu (lub o czymś, o czym nie da się nagrać filmu) oraz wielkie tarapaty, w jakie zazwyczaj wpada Quade. Oczywiście zawsze jest też - mniej lub bardziej błyskotliwe - rozwiązanie zagadki, a potem nieuchronny "happy end". I choć ta sztampa i powtarzalność jest jednym z największych zarzutów, jakie można postawić Księżycowemu Hollywood, jest w tym też coś dobrego, a mianowicie fakt, że Kuttner mógł skupić się na wymyślaniu ras, wyglądu i obyczajów obcych zamieszkujących rozmaite planety. Jest to jakaś namiastka geniuszu, którą jednak przyćmiewa dość tandetny i tani charakter opisywanego zbioru opowiadań, jako całości. Natomiast biorąc pod uwagę fakt, w jakich latach powstały opowiadania tworzące Księżycowe Hollywood (1938 - 1941), należy spojrzeć na nie z nieco innej perspektywy. Owszem, są kiczowate, ale nie sposób też odmówić Kuttnerowi pomysłowości i wyobraźni, zwłaszcza w kreowaniu różnej maści ciekawych stworów i potworów, ale także w sprawnym operowaniu technikaliami charakterystycznymi dla konwencji science fiction.
Księżycowe Hollywood to literatura mało ambitna, a wręcz płytka, ale to nic dziwnego, bo jej przeznaczenie jest czysto rozrywkowe. Niestety jako całość zbyt wiele tej rozrywki też nie dostarcza. Chodzi mi przede wszystkim o to, że jest "niezbyt błyskotliwa". Księżycowe Hollywood polecam jedynie wiernym fanom autora, zaś tym, którzy oczekują niebanalnej, inteligentnej a zarazem autentycznie śmiesznej literatury science fiction polecam wymienione wcześniej utwory Kuttnera (zbiór Próżny robot, cykl o Hogbenach). Zapewniam, że warto!
werdykt:
5,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz