RECENZJE FILMÓW / KSIĄŻEK / GIER PLANSZOWYCH I KOMPUTEROWYCH / SCIENCE FICTION / HORROR / FANTASY / THRILLER / POSTAPOKALIPSA

wtorek, 31 maja 2011

"PROJEKT BERSERKER" - postapokaliptyczne Czechy według Vladimira Slechty

Dziś krótko o książce, jaką ostatnio przeczytałem. Ponieważ w Internecie można znaleźć sporo recenzji Projektu Berserker, ja skupię się tylko na rzeczach najważniejszych, czyli zaletach i wadach tej pozycji. 


Projekt Berserker to debiutancka powieść czeskiego pisarza Vladimira Slechty. Najogólniej rzecz ujmując powieść ta przedstawia ułamek wizji postapokaliptycznej Europy, a akcja dzieje się w dawnych Czechach, zwanych po apokaliptycznych przemianach Regencją. Głównym bohaterem powieści jest negocjator wojenny Gowery Fink, zwany także jako Gowery Zięba. Osobnik ten cieszy się bardzo kontrowersyjnymi opiniami, bowiem w bitwie pod Laramisą w nieludzkim amoku wyrżnął w pień grubo ponad setkę przeciwników. Jedni go ścigają, innym imponuje, ale na pewno nikt nie przechodzi koło niego obojętnie. Nasz bohater wplątuje się ponadto w tajemniczą intrygę, a to za sprawą zlecenia na poszukiwanie Patrycji Van Hasse, czyli dziewczynki porwanej przez handlarzy ludźmi. Pościg za nimi tworzy główną oś wydarzeń w powieści. Akcja jest wartka, a wizja świata dość mroczna. Ludzie nie mają już do dyspozycji wielu zdobyczy technologii, które przepadły na zawsze wraz z dawnym światem, potraktowanym niejedną atomówką. Są konie, broń palna i pociągi parowe, ale właściwie nic ponadto. Brzmi to może nieco westernowo, ale nie do końca tak jest. Dla lubiących specyficzny klimat postapokalipsy na pewno coś się znajdzie, choć książka arcydziełem z pewnością nie jest. Poniżej moje subiektywne odczucia jakościowe.

PLUSY:
+ ciekawa wizja postapokaliptycznej Europy, która mogłaby posłużyć bardziej rozbudowanej powieści
+ bezkompromisowy bohater główny i kilka innych, charakterystycznych postaci
+ wartka akcja, która sprawia, że książkę czyta się naprawdę szybko
+ użyte w powieści nazwy, imiona i nazwiska brzmią swojsko, pojawiają się także akcenty związane z Polską

MINUSY:
- fabuła jest zbyt prosta, z niewielką ilością wątków
- historia momentami jest sztampowa i niczym nie zaskakuje
- ciekawą wizję świata charakteryzuje (niestety) niewykorzystany potencjał
- powieść jest krótka, czyta się raczej jak długie opowiadanie

werdykt:
5,5/10

wtorek, 24 maja 2011

Filmy niedoceniane - "The Cell", czyli "Cela" z 2000 roku

Ponieważ przy okazji recenzji filmu Unthinkable poruszyłem niejako kwestię niedocenianych filmów, dziś chciałbym zaprezentować obraz "Cela", który moim zdaniem można uznać za niedoceniany. Choć film ten liczy sobie już ponad dziesięć lat, naprawdę niewiele się zestarzał i wciąż należy do moich ulubionych thrillerów. 

Jeśli już zdążyła zniechęcić Was twarz Jennifer Lopez, która gra główną rolę w Celi, to muszę naprowadzić Was na właściwą drogę. Nie ma najmniejszego powodu, żeby się zniechęcać! Nie przekreślajcie tego filmu ze względu na J.Lo! Owszem, nie jest ona jakąś genialna aktorką, ale jej rola w Celi wcale nie jest esencją tego filmu (choć nawiasem mówiąc J.Lo naprawdę nie wypadła w tym filmie źle). 

Główną bohaterką filmu jest utalentowana psychoterapeutka Catherine Deane. Przy pomocy najnowszych zdobyczy techniki przenosi się ona do umysłu szaleńca - seryjnego mordercy, który zabijał piękne, młode kobiety topiąc je w... wybielaczu. Zabijał, dopóki nie zapadł w śpiączkę. Problem w tym, że zanim go złapano zdążył gdzieś ukryć jedną ze swoich ofiar. Jedynym sposobem na zdobycie informacji o położeniu ofiary, która prawdopodobnie żyje, jest wniknięcie do umysłu mordercy. Same technikalia tego procesu wprowadzają zatem do filmu elementy kina science fiction. Poza tym mamy jednak dość ambitne połączenie thrillera psychologicznego z kryminałem. Największym atutem filmu są z pewnością plastyczne wizje obrazujące ponure sny psychopaty. Są nie tylko przerażające, ale również pełne pokręconego artyzmu, mrocznej i zarazem pięknej sztuki. To właśnie sceny rozgrywające się w umyśle szaleńca sprawiają, że o filmie Cela tak łatwo się nie zapomina. I być może te właśnie artystyczne wizje przyczyniły się do (delikatnie mówiąc) niezbyt spektakularnej popularności filmu, bowiem mogły dla szerszej publiczności uchodzić za niezrozumiale lub zbyt poronione (pamiętajmy, że w 2000 roku kino dopiero przygotowywało się na chore wizje w stylu "Piły"). 
W każdym razie jestem przekonany, że Cela ma wielu swoich wielbicieli, a ja z pewnością się do nich zaliczam. A tym, którzy filmu jeszcze nie widzieli, polecam jak najszybciej nadrobić zaległości.


werdykt:
8,5/10

czwartek, 19 maja 2011

"Trzymanie za mordę" - recenzja filmu Unthinkable

Unthinkable to film, który niesamowicie mnie zaskoczył. Zaskoczył pozytywnie, żeby wszystko było jasne. 
A zaczęło się niezbyt zachęcająco… Pewien muzułmanin amerykańskiego pochodzenia (w tej roli Michael Sheen) nagrywa kamerą oświadczenie, że skonstruował trzy bomby jądrowe i ukrył je w trzech różnych miastach Stanów Zjednoczonych. Tajne służby wywiadowcze po obejrzeniu nagrania zaczynają wyścig z czasem, bowiem do detonacji bomb zostało tylko kilka dni. Stany Zjednoczone, wojna z terroryzmem, muzułmanin-zamachowiec? Brzmi sztampowo i nieciekawie? Gwarantuję jednak, że tak nie jest. 


Po pierwsze, terrorysta zostaje szybko złapany (ach, te niezawodne amerykańskie służby wywiadowcze!), a za przesłuchiwanie go bierze się niezwykle skuteczny i pozbawiony skrupułów były agent, którego gra Samuel L. Jackson. Wtóruje mu piękna i kompetentna agentka, która z kolei nie może pozbyć się skrupułów, ale za to gra ją Carrie-Ann Moss, znana przede wszystkim z roli w Matrixie.

Niech nie zmyli Was lekki ton, którym posługuję się w tym tekście. Unthinkable nie jest lekką, popcornową rozrywką. Esencją tego filmu jest bowiem gra psychologiczna, jaka toczy się pomiędzy zamachowcem i dwójką przesłuchujących go agentów. Postać grana przez Jacksona to prawdziwy, choć niepozbawiony inteligencji brutal, który otwarcie stosuje okropne tortury podczas przesłuchania, natomiast dla naszej pięknej agentki ważniejsze jest przestrzeganie praw człowieka i humanitarne traktowanie przesłuchiwanego. Ale jak mają się prawa człowieka do zachowania zamachowca, który chce wysadzić w powietrze kilka milionów ludzi? Czy przemoc wobec zamachowca jest czynem dopuszczalnym? Do czego można się posunąć podczas przesłuchiwania tak niebezpiecznego człowieka? Z pewnością nie ma jednoznacznej odpowiedzi na te pytania. I tak też jest w filmie Unthinkable. Nie ma tu czarno-białych postaci (właściwie każdy z trzech głównych bohaterów nosi znamiona postaci tragicznej), nie ma też prostego podziału na dobro i zło. Pojawia się również pytanie, czy tzw. „mniejsze zło” może być usprawiedliwione w tak dramatycznych okolicznościach, jakie stanowi groźba wybuchu bomb jądrowych. Poza tym w filmie nie brak przemocy, która budzi kontrowersje, nawet pomimo znacznej poprawności twórców filmu w jej ukazywaniu.


Wszystko to składa się na naprawdę ciekawe widowisko, które trzyma widza za mordę i nie chce puścić aż do ostatniej minuty. I mnie również trzymało, o czym może świadczyć chociażby nieodparta chęć napisania tekstu, który właśnie czytacie. Jeszcze jedna sprawa. Wygląda na to, że film Unthinkable można już zaliczyć do produkcji niedocenianych. W Polsce mało kto o nim słyszał, można nawet powiedzieć, że został przemilczany. O ile dobrze mi się wydaje, w naszej mlekiem i miodem płynącej krainie nie było nawet premiery kinowej Unthinkable. A szkoda. Dlatego tym bardziej warto obejrzeć ten film. Polecam i do następnego seansu!

werdykt:
9/10

piątek, 13 maja 2011

RomanTyK...

przed telewizorem
siedzi romantyk
i dłonią macha
w rytm rzewnej piosnki
- Roman, ty k... lepiej śmieci wynieś!
małżonka nawołuje
lecz on nie słucha
w świecie melancholii pogrążony
powiekodrżeniem zarażony
jeszcze nadgarstek sobie zwichnie...

***

środa, 11 maja 2011

Eksplozja Utworów Rażąco Okropnych, Wyśpiewanych i Zagranych Jak Amatorszczyzna

Był wczoraj taki koncert, czy też festiwal... Nieważne. Zainspirował mnie, ale tak trochę negatywnie... Podpowiedzią jest tytułowy akronim. A oto utwór na cześć tego wydarzenia:


na na na,
da da da,
ouououo!

haba haba,
czaka cza,
prymitywizja trwa!

***

wtorek, 10 maja 2011

"Kod Nieśmiertelności", tudzież "Kod Źródłowy" - recenzja filmu

W związku z polską premierą filmu "Kod Nieśmiertelności" i moją wizytą w kinie na tym właśnie filmie postanowiłem podzielić się z Wami swoimi wrażeniami po seansie. A wrażenia były jak najbardziej pozytywne, ale po kolei...

Reżyserem Kodu Nieśmiertelności (tytuł originalny: Source Code) jest Duncan Jones, który dopiero rozpoczyna swoją karierę, ale ma już na koncie film Moon (2009 r.). Tym, którzy widzieli Moon nie trzeba rekomendować nowej produkcji Duncana Jonesa. A tym, którzy nie wiedzą o co chodzi śpieszę z wyjaśnieniami. Moon jest świetnym - pomimo niewielkiego budżetu - filmem science fiction, który klimatem, fabułą i ambitnym podejściem do tematu bije na głowę niejednego Avatara. Zainteresowanych odsyłam do recenzji Moon na portalu Filmweb.

Bohaterem Kodu Nieśmiertelności jest kapitan Colter Stevens (gra go Jake Gyllenhaal), który budzi się w pociągu i nie wie, jak się tam znalazł. Na domiar złego, ma nawet wątpliwości co do swojej tożsamości. Dokumenty znalezione w kieszeni należą do zupełnie innego człowieka, najwyraźniej tego, którego z przerażeniem widzi w lustrze, patrząc na swoje odbicie. Po ośmiu minutach i nieudanych próbach wyjaśnienia tajemniczej sytuacji, w jakiej się znalazł, Colter Stevens... umiera - wraz ze wszystkimi pasażerami - w wyniku eksplozji pociągu. Potem jednak następuje moment przebudzenia naszego bohatera w jakiejś dziwnej, klaustrofobicznej kapsule, gdzie chłopina dowiaduje się, że bierze udział w tajnym eksperymencie rządowym o nazwie "Kod Nieśmiertelności". Eksperyment ten pozwala na wejście w ciało innego człowieka, a w tym przypadku wejście w ciało jednego z pasażerów pociągu i odtworzenie "zapisu" ostatnich ośmiu minut jego życia, aby znaleźć zamachowca, który podłożył bombę w tym pociągu. Stevens zostaje zatem wysyłany niejako w przeszłość i niejednokrotnie "przeżywa" swoją śmierć. No cóż... Osiem minut to cholernie mało, żeby zidentyfikować  zamachowca. Poza tym z każdą kolejną "wizytą" w ośmiu ostatnich minutach życia Stevens nabiera dziwnych podejrzeń, w czym "pomagają" mu omamy wzrokowe. Czy na pewno nie da się uratować pasażerów tego pociągu? Zamach już nastąpił, a on przenosi się faktycznie nie do przeszłości, a jedynie do kodu źródłowego pochodzącego z pamięci jednej z ofiar katastrofy. Co jednak stanie się w przypadku powstrzymania zamachowca na czas? Gdzie i kiedy znajduje się kapsuła, w której uwięziony jest Stevens? Czy utworzy się jakaś alternatywna rzeczywistość, inny bieg czasu? Wreszcie - która z rzeczywistości postrzeganych przez niego jest tą prawdziwą?

Te pytania głównego bohatera skłaniają widza do refleksji nad kwestią rzeczywistości, którą postrzegamy. Czy jest to rzeczywiście prawdziwy świat, czy tylko iluzja? Podobne kwestie poruszał niegdyś Matrix, ale proszę się nie obawiać, Kod Nieśmiertelności nie jest jego kalką. Kod Nieśmiertelności to sprawnie zrealizowany film science fiction, w którym nacisk położono nie na widowiskowe efekty specjalne i nieustanną akcję, ale przede wszystkim na wciągającą fabułę. I muszę przyznać, że ten fakt pozytywnie mnie zaskoczył, mając przecież na uwadze niekwestionowaną hollywoodzkość tej produkcji. Z pewnością jest to odpowiedni film dla fanów skomplikowanych zagadek, podróży w czasie i niespodziewanych zwrotów akcji, tudzież dla miłośników kina w stylu zeszłorocznej Incepcji. Przystaję za tym, że jest to kino rozrywkowe, ale dla inteligentnego widza, nawet pomimo kilku zgrzytów i niedorzeczności, jakie da się wyłowić w fabule Kodu Nieśmiertelności. Na minus należy zaliczyć również wyidealizowany i dość infantylny wątek miłosny, ale nie jest on przecież tematem przewodnim tego filmu (co może być z kolei wadą dla szerokiego grona widzów piękniejszej z płci). Więc wybaczam twórcom wszelkie drobne potknięcia i wystawiam wysoką notę.
A wszystkim zainteresowanym polecam obejrzenie Kodu Źródłowego (bo tak powinien brzmieć tytuł tego filmu).

moja ocena:
7,5/10