Zgodnie z nazwą bloga, którego właśnie czytacie, zapraszam na odwiedziny w kolejnym z Odległych Światów. Tym razem wybieramy się do Paradyzji, która jest sztucznym satelitą poruszającym się po orbicie planety Tartar. A jakie czekają nas tam atrakcje? Już śpieszę z wyjaśnieniami!
Paradyzja jest nie tylko sztucznym satelitą Tartaru, ale jest także samodzielnym i suwerennym państwem, które rządzi się swoimi prawami. Dawno temu kolonia ludzka przybyła na bogaty w surowce naturalne Tartar, aby zasiedlić tą planetę, jednakże warunki życiowe tam panujące okazały się zbyt trudne. Wybuchy wulkanów, trzęsienia ziemi i temu podobne. Stworzono więc sztucznego satelitę, dzieło zaawansowanej technologii, dzięki któremu ludzie mogli korzystać z surowców Tartaru zamieszkując jego orbitę. Paradyzyjczycy szybko odcięli się od ziemskiego zwierzchnictwa i zaczęli żyć na własny rachunek. Dysponowali w końcu zasobami Tartaru, dzięki czemu posiadali pewną siłę przetargową w kontaktach handlowych z Ziemią. Jednak wymiana ludzi pomiędzy Ziemią a Paradyzją ograniczała się do minimum. Powiedzmy szczerze: z Paradyzji nikt nie chciał już wracać na Ziemię. A może nawet nie mógł? Na to pytanie mieszkańcy Ziemi nie znali odpowiedzi. Nie wiedzieli o Paradyzji prawie nic, poza niejasnym wyobrażeniem, że musi być ona pewnego rodzaju utopią. Aby się o tym przekonać wysłali na Paradyzję pisarza, który nazywał się Rinah Devi. Ten miał za zadanie obserwować społeczeństwo i samą Paradyzję przez cztery tygodnie, a po powrocie na Ziemię napisać książkę o tym, co zobaczył w trakcie pobytu na sztucznym satelicie. Uwierzcie mi, na pewno miał o czym mówić i pisać…
Paradyzyjczycy wydawali się od początku społeczeństwem zniewolonym. Mieszkali w małych pokojach o przezroczystych ścianach, a w każdym pomieszczeniu znajdowały się kamery i urządzenia rejestrujące dźwięki. Ich harmonogram dnia był zawsze ściśle zaplanowany odgórnie przez zarządzający satelitą system komputerowy. A wszystko to dla bezpieczeństwa i dobrobytu Paradyzyjczyków, bowiem najmniejsza nawet działalność wywrotowa jakiegoś szaleńca mogła doprowadzić przecież do uszkodzenia powłoki zewnętrznej satelity, a tym samym do katastrofy kosmicznej na dużą skalę i śmierci wielu istnień. Rinah Devi zaczął jednak po pewnym czasie podejrzewać, że za sztafażem wyidealizowanego szczęścia i szerokich uśmiechów na twarzach Paradyzyjczyków kryje się jakieś drugie dno…
Tak zapowiada się fabuła powieści Paradyzja, z którą – w formie audiobooka – miałem przyjemność spędzić kilkanaście przedwiosennych wieczorów. Bez zbędnego nudzenia mogę powiedzieć, że wrażenia były naprawdę niesamowite. Paradyzja to niezwykle inteligentna i błyskotliwa książka, w której instrumentarium fantastyki naukowej posłużyło do przedstawienia krytycznych aluzji na temat Polski w czasach PRL-u. Można jednak traktować Paradyzję jako alegorię wszelakich ustrojów totalitarnych, jej przesłanie jest bowiem uniwersalne. Książka zalicza się do nurtu tzw. fantastyki socjologicznej, bardzo zresztą popularnej w Polsce za czasów PRL-u.
Jeszcze tylko kilka słów na temat samego audiobooka. Wydanie, które posiadam czytane jest przez aktora teatralnego i dubbingowego, Mirosława Neinerta. I muszę powiedzieć, że aktor ten (choć nigdy wcześniej o nim nie słyszałem) spisał się bardzo dobrze w roli lektora, ciekawie modulując swój głos w zależności od rodzaju interpretowanych postaci. Ponadto (poza suchym tekstem) mamy w tym audiobooku świetne efekty dźwiękowe w tle i ambientową muzykę w przerwach między rozdziałami (tudzież fragmentami rozdziałów). Dzięki temu możemy odczuć niemal na własnej skórze klaustrofobiczny klimat sztucznego satelity, poruszającego się gdzieś w niezmierzonej otchłani kosmosu. A zatem: polecam Paradyzję jako niezwykle ciekawą książkę i jako rewelacyjnie przygotowany audiobook. A poza tym, Paradyzję wypada znać, bo to absolutny kanon polskiej literatury science-fiction.
moja ocena:
10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz