Ognisty Podmuch to polska wersja kooperacyjnej gry
planszowej znanej dotychczas pod nazwą Flash Point: Fire Rescue. Gdy tylko w
sprzedaży pojawiło się polskojęzyczne wydanie tej gry, postanowiłem ją niezwłocznie
zakupić, zachęcony ciekawą tematyką tytułu, jak również dość atrakcyjną ceną.
Czy było warto? Myślę, że po rozegraniu pięciu partii mogę o tym co nie co
powiedzieć. Co prawda, aby rozebrać Ognisty Podmuch na czynniki pierwsze
należałoby pewnie rozegrać co najmniej ze dwadzieścia partii, ale przecież gier
planszowych (w tym kooperacyjnych) mamy całe mnóstwo, zatem często o zakupie
danego tytułu decydują pierwsze wrażenia z obcowania z grą. A o tych opowiem
poniżej.
PŁONIE, PŁONIE STODOŁA… TO ZNACZY DOM
Założenia gry są proste: płonie dom, znajdują się w nim
potencjalne ofiary, ekipa strażaków wsparta ambulansem zabiera się do pracy.
Aby odnieść zwycięstwo należy uratować co najmniej siedem ofiar. Śmierć
czterech lub więcej ofiar, bądź też zawalenie się domu oznacza natychmiastową
porażkę. Natomiast główne mechanizmy w grze Ognisty Podmuch to wydawanie
punktów akcji przez strażaków oraz rozprzestrzenianie się ognia. Pierwszy z ww.
elementów polega na wykonywaniu określonych czynności takich jak ruch,
otwieranie drzwi, gaszenie ognia lub dymu (w tym także przy użyciu działka
wodnego zamontowanego na wozie strażackim), rąbanie ścian, przenoszenie ofiar w
bezpieczne miejsce, neutralizowanie zagrożenia ze strony materiałów
łatwopalnych itp. Wszystko to odbywa się w sposób prosty i logiczny, na
przykład: mamy do dyspozycji 4 punkty akcji, z czego dwa wydajemy na ruch,
trzeci na otwarcie drzwi, przy pomocy czwartego gasimy dym lub częściowo gasimy
ogień. Jest też opcja oszczędzania punktów akcji na następne tury, która wydaje
się może mało realistyczna, ale jest czasem bardzo pomocna w grze i raczej trudno
jest mi orzec, czy bez niej byłoby lepiej, czy nie (osobiście bardzo rzadko
ingeruję w zasady gier planszowych załączane do pudełek, no chyba, że są błędne
i wymagają erraty, ale to już inna bajka…).
CHAOS (NIE)KONTROLOWANY
A co z tym ogniem? Bywa chaotyczny, bo rozprzestrzenia się
za pośrednictwem rzutów dwiema kostkami (klasyczną sześcienną oraz
ośmiościenną). Każdy rzut określa pole, na którym pojawia się dym, z tym, że
jeżeli na wylosowanym polu jest już dym, natychmiast pojawia się tam ogień, a
jeżeli na wylosowanym polu jest już ogień… wtedy następuje eksplozja, która
rozprzestrzenia ogień w czterech kierunkach (może również niszczyć ściany
budynku). I tak z grubsza prezentują się zasady Ognistego Podmuchu. Oczywiście
pominąłem tu wiele niuansów, ale te odnajdziecie w instrukcji do gry, która –
co ciekawe – już na wstępie chwali samą siebie słowami: „Zasady są napisane w
przystępny i prosty sposób, a przed rozgrywką z innymi można je najpierw
poćwiczyć samemu solo”. Zaiste dziwne to sentencja i nie wiem czemu ma służyć.
Zachęceniu początkujących graczy? Może i tak, ale szczerze mówiąc widziałem już
lepiej napisane instrukcje do gier. W przypadku opisywanego tytułu nie jest
źle, ale zasady pozostawiają kilka wątpliwości co do niektórych (szczególnych) sytuacji
na planszy. Dlatego przytoczone wyżej zdanie dziwiło mnie jeszcze bardziej po
rozegraniu pierwszych partii. No ale rzeczywiście, warto najpierw poćwiczyć
„samemu solo”…
UCZCIWA WSPÓŁPRACA GWARANTEM SUKCESU
Ognisty Podmuch jest niewątpliwie przyjemną i przyjazną grą.
Jest w stu procentach nastawiony na kooperację, przez co nie uświadczymy tu ani
krzty negatywnej interakcji. Ku memu (bardzo pozytywnemu) zaskoczeniu, ta gra
naprawdę zmusza graczy do kooperacji, bo to po prostu się opłaca. Ognisty
Podmuch nie próbuje być jednak grą rewolucyjną, przez co nadal nierozwiązany
pozostaje tzw. „problem lidera”. Jeżeli chodzi o ten aspekt, wszystko pozostaje
w rękach graczy, zatem na jakość rozgrywki często może mieć wpływ dobór osób
siedzących przy planszy. Tym niemniej odniosłem wrażenie (co zauważyła również
moja żona), że gracze nie mają tu problemu z „identyfikowaniem się” ze swoją
postacią. Każdy rządzi swoim pionkiem i choć cel jest wspólny, to drogi do jego
osiągnięcia mogą być różne. Ofiar, które trzeba uratować zawsze jest kilka, dlatego
nawet w przypadku trudności w porozumieniu się między graczami, każdy może
robić swoje i nadal mieć realny wspływ na wspólne zwycięstwo (lub porażkę).
Początkowo zasady gry wydają się dość suche i nieatrakcyjne,
ale podczas rozgrywki wszystko okazuje się logiczne i uporządkowane. Oczywiście
poza ogniem, który wprowadza do gry odrobinę (a czasem nawet ogrom) chaosu. I
tu można się czepiać, że jest zbyt losowo, bo zdarzają się przypadki, że
eksplozje następują jedna po drugiej i ogarnięcie ognia wydaje się niemożliwe.
Bywa też tak, że połowa domu płonie, a strażacy bez najmniejszych problemów
wyprowadzają na zewnątrz ofiary, które dziwnym zrządzeniem losu znajdują się
tam, gdzie ognia nie ma w ogóle. Zdarzają się również zupełnie spokojne
rozgrywki (żeby nie rzec: nudnawe), w których eksplozji jest jak na lekarstwo,
co powoduje, że gracze bez problemów radzą sobie z gaszeniem pojawiających się
tu i ówdzie „dymków”.
Sądzę, że bardzo trudno jest wyważyć poziom trudności w
grze, która w dużej mierze opiera się na losowości wynikającej z rzutów kośćmi
(o ile w ogóle jest to możliwe). Moim zdaniem losowość nie jest jednak wadą
Ognistego Podmuchu, bo zdaje sobie sprawę, że autor tej gry przyjął pewne stałe
założenia (dość chaotyczne rozprzestrzenianie się ognia oraz równie chaotyczne
pojawianie się w domu potencjalnych ofiar) i resztę mechanizmów dostosował do tych
założeń. A tak poza tym: nie znam w tej dziedzinie żadnych statystyk, ale coś
mi się wydaje, że większość pożarów zostaje z sukcesem ugaszonych. Oczywiście
miarą sukcesu tudzież porażki jest tu raczej liczba poszkodowanych (np. ofiar
śmiertelnych) w wyniku pożaru, ale tego po prostu nie da się odwzorować w grze
planszowej, podobnie jak w życiu nie da się porównać skali tragedii ludzkiej
związanej z występowaniem pożarów. Ot, taka refleksja… Tak, czy inaczej, na
losowość w tym przypadku nie ma co się obrażać i trzeba raczej zaakceptować
konwencję przyjętą przez autora gry, bo rzuty kośćmi zapewniają niejednokrotnie
wiele emocji.
Przykładowa ofiara w zadymionym i otoczonym przez ogień... kibelku ;) |
W Ognistym Podmuchu są również inne rozwiązania, które można
uznać za wadę tej gry, jak choćby bezkarna śmierć strażaków. Właściwie nie
można tu mówić o śmierci, bo jej w istocie nie ma, natomiast strażacy mogą
zostać przez ogień ogłuszeni, po czym trafiają na odpowiednie pole na zewnątrz
domu (ambulans). Szkoda, że bardziej drastycznego, a zarazem bardziej realistycznego
rozwiązania nie przewidziano w zasadach zaawansowanych, ale tu z kolei jest
pole do popisu dla osób lubiących modyfikowanie i dostosowywanie zasad gry do
swoich potrzeb. A trzeba przyznać, że Ognisty Podmuch jest grą na tyle
„elastyczną”, że daje dość duże możliwości w tej materii. I w tym momencie z
wady robi nam się zaleta, a tych z kolei opisywana tu gra ma bardzo wiele:
przede wszystkim kilka poziomów trudności i dwustronna plansza, która również
różnicuje trudność gry, ponadto wspomniana wcześniej kooperacja między
graczami, która działa w zasadzie bez zarzutów. Myślę, że ogólnie największą
zaletą tej gry jest bardzo dobre połączenie mechaniki z tematem. Trzeba też
przyznać, że estetyczna i czytelna oprawa graficzna ma również niebagatelny
wpływ na pozytywny odbiór tego tytułu, a dodatkowy atut w postaci przystępnej
ceny polskiego wydania sprawił, że z pewnością nie żałuję dokonanego zakupu.
A tu przykładowe karty specjalistów. Całkiem ładne grafiki... |
PLUSY:
+ duża grywalność
+ stosunkowo łatwe zasady gry nawet w wariancie
zaawansowanym
+ przyzwoite wykonanie i estetyczna oprawa graficzna
+ gra zmusza do kooperacji, ale nie czyni tego w sposób
nachalny
+ dobre połączenie tematu gry z jej mechaniką
MINUSY:
- losowość ma duży wpływ na poziom trudności gry (bywa zbyt
łatwo, bywa zbyt trudno)
- instrukcja nie jest wcale taka przystępna, jak chwali samą
siebie na wstępie (pozostawia również kilka wątpliwości co do niektórych
sytuacji na planszy)
werdykt:
8 /10